Trasa ciągnie się od San Francisco a właściwie od Monterey po Los Angeles a właściwie San Luis Obispo. To 140 km malowniczego, mocno postrzępionego krajobrazu nadmorskiego. Ostro schodzące góry Santa Lucia do Pacyfiku tworzą fantastyczne klify o które uderzają fale oceanu spokojnego. Wody są tu zimne jak na te szerokości geograficzne a prąd silny często uniemożliwiający pływanie. Wszystko to za sprawą występującego tu zimnego prądu kalifornijskiemu. Ja zamoczyłem tu tylko nogi za to dużo więcej wrażeń miały moje oczy. Za każdym zakrętem ukazywał się coraz to piękniejszy widok. Ta kręta droga powstała w latach 1919-37 i początkowo nosiła nawę Roosevelt Highway na cześć amerykańskiego prezydenta. Przy jej wznoszeniu zatrudniono więźniów, którzy za niewielkie wynagrodzenie pracowali całymi dniami przenosząc ziemię, drążąc tunele, przesuwając wielkie bloki skalne i budując mosty; więźniom za trud skrócono także wyroki. Dziś tą niewątpliwie najbardziej malowniczą drogę USA przyjeżdżają setki turystów. Bardzo często region ten spowity jest mgłą- nam jednak- mi, mojemu tacie i bratu pogoda dopisała i cały dzień świeciło słońce. Trzeba się przygotować na brak osad ludzkich po drodze- nie ma tu stacji benzynowych, fast food-ów, sklepików z pamiątkami (na całym odcinku istnieją jedynie 3 stacje benzynowe). Mi najbardziej przypadł region Big Creek State Marine Reserve gdzie zeszliśmy stromym klifem nad Pacyfik, który w tym miejscu wyrzucał duże ilości Listownicy, która w toniach oceanu tworzy lasy glonowe. Pięknym miejscem był też obszar wokół słynnego mostu Bixby Creek. W Piedras Blankas Elephant Seal Rookery (niektórzy twierdza, że to już poza Big Sur) wylegują się słonie morskie i foki- nie można do nich podejść zbyt blisko bo są niebezpieczne ale z pewnej odległości (drewnianych barierek) można je swobodnie fotografować. Na przejechanie całej trasy i rozkoszowanie się jej pięknem warto zarezerwować cały dzień.