Dużo naczytałem się o przejściu granicznym między Izraelem a Palestyną, która musiałem pokonać udając się na wycieczkę do Betlejem. Skrupulatne kontrole wszystkiego i wiele zadawanych pytań przez urzędników granicznych. Busem spod murów Jerozolimy dojechałem do przejścia granicznego- trochę wyglądającego jak bramki kontrolno- biletowe na stadion piłkarski. Żywej duszy… wszedłem…przeszedłem…wyszedłem w Palestynie. Nikt mnie nie kontrolował bo i nikogo nie było; nikt mnie nawet nie próbował zatrzymywać- ot wielka mi kontrola! Pewnie był to jeden z dni przyjaźni pomiędzy tymi dwoma terytoriami! Przed budynkiem stali taksówkarze, którzy chcieli mnie zawieść do Betlejem , ale ceny jakie sobie dyktowali były wysokie na mój portfel. Niestety nie mogłem znaleźć żadnego autobusu lub busa. Na szczęście spotkałem dwójkę Polaków- profesora i jego asystentkę, którzy „urwali” się z konferencji w Jerozolimie na kilkugodzinną wycieczkę do Betlejem. Podzieliliśmy koszty taksówki na wyłączność na trzy i nasza przygoda z miejscem narodzenia Jezusa się zaczęła. Pierwszym przystankiem były Groty Pasterzy- to tu pasterze dostrzegli pierwszą gwiazdę i ruszyli za jej blaskiem. Dziś groty są zagospodarowane pod turystów- oszklone a z czasów pasterzy pozostały tylko wapienne ściany. Potem pojechaliśmy już do centrum Betlejem- które w mojej głowie rysowało się jako maleńkie miasteczko a tu okazało się w rzeczywistości sporym miastem z gęstą zabudową bloków mieszkalnych. Nasz taksówkarz w pierwszej kolejności- a jakże- zaprowadził nas do swoich znajomych na zakupy- ceny kilkukrotnie przewyższały te z Jerozolimy- za malutką szopkę z drzewa oliwnego zapłaciłem 10$. Również moje oczekiwania wspaniałej katedry Narodzenia szybko się rozmyły! Nie dość, że wchodzi się do niej malutkimi drzwiczkami to zamiast pokaźnego ołtarza, ławek zobaczyłem pustą nawę a w podłodze poodkrywane stare fragmenty murów. Do miejsca w którym prawdopodobnie narodziło się dzieciątko Jezus schodzi się stromymi schodami w dół! Pod ołtarzykiem znajduje się „punkt” narodzin, który wierni starają się ucałować! Ja także postanowiłem to uczynić- tyle, że w centrum „gwiazdy” jest dziura o której nikt mi nie powiedział i przy pocałunku głową wpadłem w nią! Ale czoła sobie nie rozwaliłem. Takie doznania w takim miejscu! Moja głowa znacznie mocniej rozbolała mnie kiedy nasz taksówkarz na koniec zażyczył sobie niemal dwukrotnie więcej pieniędzy za przejazd niż to ustaliliśmy- tłumaczył nam, że za mało kupiliśmy w sklepie w Betlejem! Pan Profesor coś mu tam nagadał po arabsku i po prostu wysiedliśmy. Na granicy podobnie jak przy wjeździe nikt minie nie kontrolował.