Miałem miło sobie siedzieć w klimatyzowanym wagonie przemieszczając stepy pomiędzy Bucharą a Khivą i spisywać kolejne wspaniałe wspomnienia z niezwykłego Uzbekistanu. Niestety, co prawda siedzę w wagonie ale nie klimatyzowanym i piszę… ukradli mi paszport! Pierwszy raz w historii moich podróży mój paszport upuścił mnie. Próbowałem nawet wrócić do hotelu po tym jak zorientowałem się o jego braku w kieszeni ale to nic nie dało. Paszportu nigdzie nie było! Boże, żeby mnie chociaż do pociągu wpuścili?! Próbuje dodzwonić się do Ambasady Polskiej w Taszkencie ale nikt nie odbiera. Jestem mocno poddenerowawny bo nie wiem jak potoczy się moja dalsza podróż bez paszportu, nie mówiąc już o moim powrocie do Polski.
Jedwabny Szlak ciągnący się od Chin po Europę był jednym z najdłuższych i najbardziej znanym szlakiem średniowiecznego świata. Największymi miastami gdzie kupcy zatrzymywali się i sprzedawali swoje jedwabne materiały znajdowały się na terenie dzisiejszego Uzbekistanu, Iranu i Turcji. Dlatego od dobrych kilku lat właśnie Uzbekistan był moim podróżniczym marzeniem, tym bardziej, że kilku moich znajomych już w nim było i ich opowieści o niesamowitej Samarkandzie, Bucharze czy Khivie potęgowały moją chęć udania się w te strony. W końcu latem 2019 roku udało mi się spełnić to marzenie. Ale wierzcie mi- lato to niezbyt dobry moment na odkrywanie Uzbekistanu. Temperatury sięgające 50 st Celcjusza, suche powietrze powodują, że czas zwiedzania jest mocno okrojony- po prostu od 11 do 15 jest tak gorąco, że podeszwy butów topią się od nagrzanego asfaltu. Dla własnego bezpieczeństwa warto ten czas spędzić w hotelu w klimatyzowanym pomieszczeniu.
Do Samarkandy przyleciałam rankiem. Z Warszawy z transferem w Moskwie gdzie młody pogranicznik uznał, że mój paszport nie jest mój, bo na zdjęciu wyglądam starzej niż w realu. Uznał, że na X lat ludzie tak jak ja nie wyglądają. Nie chciał nawet mojego dowodu bo stwierdził, że też jest sfałszowany. W końcu jego szef uznał, że i tak jestem transferem więc niech się moim stanem zajmą pogranicznicy w Uzbekistanie. W Samarkandzie nikt żadnych problemów mi nie robił. Za 5 $ szybko znalazłem tuż przed terminalem taksówkę i po niespełna 30 minutach byłem już w moim hoteliku zarezerwowanym jeszcze w Polsce przez booking. Hotelik mały, taki butikowy ale z czystą łazienką i gorącym prysznicem. Zmiana czasu plus nocna podróż powaliły mnie snem na około 3 godziny. Po 15:00 Gdy temperatura nieco spadła zdecydowałam się na wędrówkę pod Samarkandzie. Myślałam, że jest to niewielkie miasto, niestety do małych nie należy a centrum zabytkowe szczególnie z mojego hotelu nieco kilometrów oddalone było. Ale nóżki jeszcze sprawne dlatego taksówkarzom nie dałem zarobić. Gorąco było bardzo. Szukałam ochłody wśród cienia rzucanego przez drzewa i przez budynki Uniwersytetu Kabul do którego właśnie rozpoczęła się rekrutacja i cała masa młodych ludzi oblegała wejścia do budynku kolejnych instytutów. Dzięki studentom duża liczba tanich sklepików oferujących fast foody była otwarta -z oferty których ja skorzystam płącąc niespełna 2 zł za bogatego hot-doga. Ceny w Uzbekistanie są nieco niższe niż w Polsce choć mam wrażenie że ta passa niebawem się skończy. Przy dworcach, centrach handlowych ciągle słyszę nagabywania „koników” zachęcających mnie do wymiany dolarów lub euro na miejscowe sumy. Uzbeki szczególnie lubią dolary i można nimi bezproblemowo wszędzie płacić, choć przeliczają niestety po niezbyt korzystnym kursie- na przykład taxi 5$ lub 20 000 sumów (1 dolar kosztował w kantorze 8tys sumów). Z innym rodzajem „koników” spotkałem się także w okolicy dworców a nawet lotniska. Handlują oni biletami na pociągi czy na loty samolotem: niby biletów nie ma ale sami bileciarze w legalnej kasie współpracują z nielegalnymi bo zawsze parę groszy z prowizji do kieszeni im wpadnie. Ja na wszystkie przejazdy pociągami bilety kupiłem online jeszcze w Polsce więc na mnie niestety nie zarobili.
11 lipiec to dzień pecha mojego w Uzbekistanie. Rano po śniadaniu wsiadałem do zamówionej wcześniej przez recepcjonistę taksówki. Niestety kierowca zawiózł mnie nie na ten dworzec to trzeba. W Bucharze są dwa dworce: Buchara I- nowy potężny i drugi Buchara II stary na który, tak mi się wydaje nie zajeżdża ani jeden pociąg dalekobieżny .Mój taksówkarz zawiózł mnie na stary dworzec i mimo że twierdził że to ten ja zły jak cholera wysiadam z jego taxi, trzasnęłam drzwiami i nic mu nie zapłaciłem. Przeszedłem na drugą stronę ulicy i przez 15 minut próbowałem zatrzymać taxi. W końcu jeden mądry taksówkarz zrozumiał gdzie chce pojechać i za 20 000 sumów zawiózł mnie na właściwy dworzec. Przy zmianie biletu elektronicznego na planszowy- bo takie są procedury w Uzbekistanie- okazało się że „U mienia paszportu niet”. Przejrzałem wszystko! Nie ma! Boże to niemożliwe! Ja go gdzieś włożyłem! Wyrzuciłem wszystko co miałam przy sobie- z kieszeni, bagażu wciąż nie tracąc nadziei na jego znalezienie. Nadzieja umiera ostatnia- niestety w tym przypadku umarła! Mojego paszportu nie znalazłem. Przecież bez paszportu nie wpuszczą mnie do pociągu a co dopiero do hotelu gdzie muszą mnie zameldować (w Uzbekistanie aby przenocować trzeba się zameldować na podstawie paszportu- właściciel miejsca noclegowego wyda Ci karteczkę z potwierdzeniem; musisz mieć taką z każdego noclegu przy wylocie – inaczej możesz spodziewać się bardzo dużo problemów i wysokiego mandatu); o locie do Polski nie wspomnę! Miałem 1,5 godziny do odjazdu pociągu dlatego postanowiłem wrócić z ostatnią odrobiną nadziei do hotelu: może zostawiłem na ladzie rejestracji; może wypadł mi tuż przed hotelem lub został w taxi? W hotelu nie było, w taxi też- recepcjonista powiadomił policje turystyczną ale to i tak nic nie dało- mojego paszportu nigdzie nie było. Czyli ktoś w mojej gonitwie musiał mi go wyciągnąć z kieszeni spodni bo to było ostatnie miejsce w którym moja pamięć go zapamiętała. Dzwonię do ambasady w Taszkiencie: po kilkukrotnym wybraniu numeru awaryjnego zgłasza się Pani, która nie umie mi pomóc: wie, że paszport tymczasowy owszem za 150 Euro mi wyrobią; na pytanie czy wyrobią mi go w ciągu jednego dnia nie jest wstanie mi udzielić informacji bo nie ma jej w ambasadzie chodź godzina 12:00 i właściwie to ja muszę sobie znaleźć numer telefonu na stronie internetowej ambasady do spraw konsularnych i tam zadzwonić. Na stronie internetowej znalazłem telefon do konsulatu nawet dwa, równie nieprzydatne jak telefon do pani dyżurnej- od 12 do 17 (czyli do godziny zamknięcia konsulatu) w słuchawce można było tylko usłyszeć monotonne nagranie informujące, ze wszyscy konsultanci ambasady są zajęci… doprawdy tyle Uzbeków ubiega się o wizy do naszego państwa, że żaden konsultant nie dał rady odebrać telefonu?! Nie wiem za co Ci ludzie biorą pieniądze! Mam do dziś w sobie żal, że placówka, które powinna nam pomagać po prostu ma swoich rodaków w przysłowiowej d….
Na domiar tego zakupiony jeszcze w Polsce bilet na pociąg, którym jechałem przez stepy i pustynie Uzbekistanu okazał się tylko do Ugrenchu- miasta w którym urodziła się Anna German- nasza piosenkarka gdyż w czasie gdy kupowałem bilet trasa ok. 40 km do Khivy była jeszcze zamknięta. Ja jednak na dworcu w Ugrenchu nie wysiadłem i jechałem dalej. Konduktor miał dobrze policzoną liczbę osób jadących do Khivy i niestety coś mu z liczbą pasażerów nie grało. Poprosił mnie o bilet i wtedy okazało się, że jadę na gapę i musi mi wlepić mandat! Masakra! Poszedłem z nim do jego „salonki” gdzie Prowadnik zażyczył sobie 50 sumów- dałem mu w łapę 30 sumów bez wypisywania mandatu i Pan na moją propozycje przystał Jechałem zatem dalej. Nowo oddany dworzec w Khivie jest monumentalny. Zanim wsiadłem do taksówki sprawdziłem sobie godziny odjazdu pociągu i zapytałem w okienku czy jest szansa na wymianę biletu na kolejny dzień- problemów miało nie być.
Zarezerwowany jeszcze w Polsce hotel okazał się domem w którym wynajmowano pokoje. Znajdował się w ścisłym centrum Khivy, które na noc zamykane są potężnymi wrotami. Tuż po przekroczeniu progu „hotelu” gospodarz poprosił mnie o paszport więc podałem mu ksero informując go, że niestety paszport został mi skradziony. Może byłoby wszystko ok ale Pan potrzebował wpisać do rejestru numer z stempla mojej wizy, którego niestety nie miałem. Starszy pan zwrócił się do swojego zięcia co ma robić w tej sytuacji a ten wziął telefon komórkowy i pokazuje mi, że na Facebooku ktoś wrzucił fotkę z moim paszportem, że go znalazł i jeśli ktoś mnie zna to żeby dać znać. Nie mogłem uwierzyć- łzy szczęścia pokryły moje oczy! Cud! Byłem gotów faceta wyściskać i podrzucać do nieba! Teraz trzeba było tylko ustalić gdzie ten paszport jest i jak go odebrać Niestety pomimo prób nawiązania kontaktu z autorem postu nikt nie odpowiadał. Właściciel hotelu zabrał mnie na policję turystyczną a tam w dwie minuty ustalono kto jest właścicielem konta i skontaktowali się z nim. Okazało się że mój paszport ktoś znalazł na ulicy w centrum Buchary i oddał na policję turystyczną i mogę osobiście odebrać go lub zaczekać 2 dni i przyślą mi go do Khivy. Jaki ja byłem szczęśliwy! Byłem gotowy na nagrodę dla znalazcy ale ponoć policji nie wypadało dawać! Oszczędności ogromne: nowy paszport 150 Euro, bilet do Taszkientu 300 zł, możliwa zmiana biletu do Polski na inny dzień 1250 zł, do tego koszty kolejnych wiz umieszczonych w paszporcie: razem 2700 zł!!! Z wdzięczności (bo żadnych finansowych gratyfikacji nie chciał gospodarz wziąć) kupiłem od żony właściciela własnoręcznie tkane poszewki na poduszki bez targowania się za 20 $.
Khiva jest piękna ale ja będę ją pamiętać przede wszystkim z Cudu odzyskania paszportu! Miasto urzekło mnie swoim klimatem. Zabudowa była bardzo zwarta i ograniczona do starych murów wybudowanych jeszcze za czasów świetności Jedwabnego Szlaku. Zwiedzałem ją już późną nocą ale dzięki temu nie było już turystów więc spokojnie bez tłoku mogłem podziwiać obiekty. Poczułem się dokładnie tak jakbym był kupcem na Jedwabnym Szlaku- tu niemal wszystko zachowało się tak jak wyglądało to dawniej. Stare pałace, placyki i ciasne dróżki wyłożone jeszcze starą nierówną kostką. Tuż obok placyku na którym na słomie wylegiwały się wielbłądy ulokowała się już ekskluzywna restauracja serwująca dania lokalnej kuchni. Myślę, że z czasem Khiva stanie się ważnym centrum turystycznym na mapie świata i jej charakter starej osady zostanie zatracony. Coraz więcej obiektów w tym mury miejskie poddawane są już renowacji i nadbudowie. Khiva była kwintesencją mojej podróży po Uzbekistanie!
Wróciłem do Buchary- pociąg oczywiście opóźniony o dwie i pół godziny tym razem osiągnął rekord moich wojaży po Uzbekistanie- do 9 godzin! Niestety tego dnia policja turystyczna mimo usilnych moich próśb i recepcjonisty w hotelu nie pojawiła się i jedynie piwo „Złota Praga” zakupione w Seven Eleven nieco rozluźniła moje napięcie dzięki czemu w miarę przespałem noc. Następnego dnia po śniadaniu dalej była cisza w sprawie mojego kontaktu z policją i odzyskania paszportu. Nawet chciałem osobiście pojawić się na komendzie ale nie wyrazili na to zgody i musiałam czekać. Dopiero koło 11:00 pojawił się policjant wraz ze swoją żoną- tłumaczką i przewodnikiem i wykładowcą na lokalnym Uniwersytecie. Procedurę odzyskania paszportu mają nieco dziwną. Oprócz wypełnienia sterty papierów musiałem wygłosić, co zostało nagrane, podziękowanie dla policji i owego policjanta oraz osobie która odnalazła mój paszport. Nakręcono film, który miał być wysłany do lokalnej stacji telewizyjnej i wyemitowany tego samego wieczoru w mediach -czy był, tego nie wiem bo moja droga wiodła mnie już do Samarkandy. Paszport odzyskałem za co byłem bardzo wdzięczny osobie która go oddała a której nigdy nie poznałem. Chciałam również odwdzięczyć się ale niestety Policja absolutnie nie chciała „nic” wziąć i przekazać w moim imieniu mojemu „wybawcy”. Kiedy szedłem do pobliskiego baru na pielmieni minąłem żebraczącą kobietę z malutkim dzieckiem i drugim może 5 letnim chłopcem. Przeszedłem wówczas obojętnie. Kiedy jednak kolejny kawałek baraniny lądował w mojej buzi coś mnie tknęło i nie dokończywszy mojej strawy wyszedłem i udałam się do sklepu gdzie kupiłem całą masę produktów żywnościowych w tym również i słodycze. Jeszcze w sklepie z zabawkami dorzuciłem mały plastikowy samochód ciężarowy – choć w taki sposób chciałam pomóc swojemu sumieniu i skoro nie mogłem podziękować tej osobie, która znalazła mój paszport to chodź mogłem pomóc tej biednej rodzinie – co prawda usłyszałam zamiast słowa dziękuję- Nie jedzenie wielki Panie- daj diengi mi- uśmiechnąłem się.


Po południu miałam pociąg do Samarkandy jak zwykle opóźniony i to o ponad godzinę. W pociągu gorzej niż w saunie- kilka osób zrobiło awanturę i zażyczyło sobie zamianę wagonu na pierwszą klasę gdzie klimatyzacja działała. Kilka osób zaczęło otwierać okna co dodatkowo jeszcze zwiększyło temperaturę. Lało się ze mnie strugami i wszystko miałam mokre. Z bagażu wyciągnąłem ręcznik, którym co chwilę wycieram głowę, ręce i nogi. Ciuchy były tak mokre, że spokojnie wiadro wody mógłbym z nich wycisnąć. Podróż miały nam umilać filmy wyświetlane na dużym plazmowym telewizorze – i wiesz co, zastanawiałem się dlaczego we wszystkich uzbeckich filmach jest jeden wątek- dramat! Pierwszy film, który oglądam: śmierć ojca rodziny- cały film wszyscy płaczą; drugi film: Pan młody na własnym weselu zostaje dźgnięty nożem i umiera- wszyscy płaczą, nawet małe dziecko noszone jeszcze na rękach; w trzecim: mamusia nieuleczalnie chora- płaczą wszyscy; a komedie w wykonaniu uzbeckich komików to też dramat bo nawet na widowni przez godzinę trwania kabaretu tylko jeden raz wybuchła fala śmiechu.
Dzisiaj udałam się do na lokalny bazar w Samarkandzie. Najpierw były lody włoskie nalewane za 38 groszy. Nie mogłem powstrzymać się by skosztować kiszonych ogórków prosto z beczki- niestety straszna solanka ale oni takie tu lubią; winogrono, melon i jak za starych czasów ZSRR które pamiętam jeszcze z Ukrainy- KWAS! Spróbowałem daktyli. Kupiłem kilka amuletów, które wedle słów „szamanki” miały odstraszać złe moce- szkoda, że nie nabyłem ich wcześniej- może nie byłoby paszportowej przygody?