BRUNEI
Na tropikalnej wyspie Borneo, trzeciej co do wielkości na naszej planecie znajduje się jedno z niewielkich państw świata , bogate Brunei. Swoje ogromne bogactwo zawdzięcza dużym pokładom ropy naftowej i gazu ziemnego wydobywanego na morzu w jego pobliżu. Właścicielem tych rafinerii jest Sułtan Hassanal Bolkiah, który jest również władcą absolutnym 3-milionowego narodu. W własnych rękach ma władzę ustawodawczą i wykonawczą (takie dwa w jednym) jest zatem prezydentem, premierem, ministrem obrony narodowej, finansów, edukacji, rolnictwa, kultury itd. Żeby jednak nie był osamotniony w swoich poczynaniach w Brunei jest także od 2004 roku wybierany rząd, który jest siłą doradczą sułtana, choć sam władca nie zawsze słucha jego głosu. Niewielkie państwo, niewielka liczba mieszkańców, milionowe zyski ze sprzedaży ropy wpływa na wysokie PKB tego kraju. To jedno z nielicznych państw na świecie gdzie nie ma podatku od dochodów a od lat 80 ubiegłego stulecia jest jednym z nielicznych państw z zerowym długiem publicznym. Jest też drugim oprócz Singapuru najdynamiczniej rozwijającym się państwem w tej części Azji. Niestety nie widać tego po samych ulicach. Sułtan dba o swoich podwładnych finansując im bezpłatną edukację na każdym szczeblu wykształcenia; bezpłatną opiekę medyczną; dofinansowuje działalności gospodarcze; buduje sieć autostrad, buduje meczety itp. W zamian wymaga tylko posłuszeństwa i stosowania się do reguł zawartych w Koranie. W 2014 roku wprowadzono prawo szarijatu. Przywrócono karę śmierci poprzez ukamienowanie dla cudzołożników i gejów; kary chłosty lub amputacji kończyn, języka, ucha za kradzież lub krzywoprzysięstwo; posiadanie choćby najmniejszej ilości narkotyków również obarczone jest karą śmierci. Zakazany jest również alkohol, choć i tu większość mieszkańców nie tylko zna smak alkoholu ale i sama potajemnie produkuje.

Brunei dwukrotnie wzięło udział w Igrzyskach Olimpijskich. Pierwszy raz w 1988 roku w Seulu kiedy wystąpił na otwarciu jedne urzędnik – szef sztabu olimpijskiego Brunei i drugi, w Atlancie w 1996 roku z jednym zawodnikiem, który nie zdobył żadnego medalu.
W 2015 roku sułtan Brunei Hassanal Bolkiah wydał oświadczenie zgodnie z którym zamieszkującym sułtanat muzułmanom nie wolno sięgać do żadnej ze Bożonarodzeniowej tradycji. Surowo zabronione jest ubieranie choinki, noszenie mikołajowych czapek, ubierania domów itp. Ci którzy przeciwstawiają się zakazowi trafią do więzienia na 5 lat. Chrześcijanie mieszkający w Brunei mogą świętować, ale tylko i wyłącznie za zamkniętymi drzwiami. Jakiekolwiek obnoszenie się z wiarą chrześcijańską, lub bożonarodzeniowymi tradycjami jest surowo zabronione.

Dotarłem do tego państwa wcześnie rano wylatując z Kuala Lumpur z małym plecaczkiem- właściwie workiem na plecach w której miałem jedynie kurtkę przeciwdeszczową- dokumenty, pieniądze pochowałem po kieszeniach spodni. Trochę obawiałem się pobytu w tym raju dobrobytu, po pierwsze ze względu na ceny- myślałem, że będzie bardzo drogo, po drugie na rygorystyczne prawo Islamu. Lotnisko w Bandar Seri Begawan- stolicy Brunei było małe w dodatku nie było tu żadnych „exclusive”, nawet nie było rękawów do przechodzenia z samolotu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem okienka kontrolne- ot zwykłe stoły przy których siedział urzędnik i wbijał pieczątki. Potem było jeszcze dziwniej. Państwo Islamskie, gdzie zabroniona jest wieprzowina największą lotniskową restauracją był Burger king. W Brunei istnieje problem z komunikacja publiczną- praktycznie nie istnieje, autobusy te które są kursują bardzo rzadko; niemal wszyscy mieszkańcy mają samochody lub łodzie. Już wcześniej przy planowaniu podróży do Brunei zarezerwowałem sobie za parę dolarów samochód ale na terminalu nigdzie nie mogłem znaleźć wypożyczalni samochodów; nie pomogły pytania w informacji, w sklepkach, nawet u fryzjera- nikt nie wiedział gdzie jest wypożyczalnia! I nagle mój wzrok powędrował na tablicę informacyjną- o dziwo telebim mieli, a tam moje imię i nazwisko wypisane czcionką na pół metra z informacją, że mam zgłosić się do stanowiska odlotów nr 3. Pierwsza myśl… Cholera! A RODO gdzie!!!- w tym czasie w Polsce było bardzo głośno na ten temat. Deportują minie za to, że zjadłem burgera w Burger kingu albo, że mam krótkie spodnie! Poszedłem- tam przy stanowisku czekały na mnie kluczyki do samochodziku. Internetu brak, karty SIM nie kupisz, GPS nie mają, ale mapkę papierową dostałem z zaznaczonymi atrakcjami państwa- to już i tak dobrze jak na jedno z najbogatszych państw świata. Wjechałem na autostradę- w zasadzie w Brunei tak dobrze jest, że niemal wszystkie ulice to autostrady… super… problem zaczyna się gdy chcesz z niej zjechać bo wjeżdżasz w kolejną autostradę a następny zjazd za 10km. Zanim zjechałem w drogę, która poprowadziła mnie do centrum stolicy nadrobiłem chyba z 50 km zjeżdżając w różne kolejne autostrady. Ale w końcu udało się! Allach czuwa! Jadę za autobusem, który z tyłu ma napisane, że jedzie do centrum BSB. Wlecze się strasznie ale nie wyprzedzę go bo nie znam przepisów szczególnie limitów prędkości na ulicach Brunei a i chce w końcu dojechać do centrum- nawet zjeżdżałem za nim w zatoczki autobusowe. Niestety finał mojej jazdy był nie w centrum a na jego obrzeżach, gdzie musiałem zaparkować samochód. Dlaczego? Bo w mieście w sobotę- a właśnie w ten dzień przybyłem do Brunei, był dniem wielkiego rodzinnego pikniku i ulice prowadzące do ścisłego centrum były zamknięte dla zmotoryzowanych.. Handelek kwitł w najlepsze- tylko, że ja spodziewałem się ekskluzywnych butików a tu na chodniku panie poowijane w chusty sprzedawały używane, zniszczone ciuchy, nawet używane buty! Mężczyźni poubierani jak w indyjskich miastach w zwykłych spodniach, koszulach pamiętające lata 80! Gdzie te luksusy, gdzie to bogactwo?! Ano jest… w kieszeni Sułtana i tuż za ulicą! Meczet sułtana Omara Ali Saifuddiena, nazwany tak imieniem ojca obecnie panującego sułtana, aby oddać mu cześć. Wybudowany został w 1958 roku i oślepia bielą marmurów i kopułami pokrytymi najprawdziwszym złotem. Do wnętrza można wejść takim innowiercom jak ja i to bezpłatnie ale tylko w czarnej galabii, które wiszą na wieszaku przed świątynią. We wnętrzu jak w każdym meczecie, przestrzeń. Przed meczetem nad pobliską zatoką stoi replika XVI-wiecznej łodzi królewskiej. Turystów o tej porze było tu bardzo niewielu ale pewien Tajwańczyk za wszelką cenę chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie (sławny jestem) tylko nie wiedział jak do mnie zagadać; kilka razy podchodził do mnie i chciał coś powiedzieć i odchodził i znów podchodził i odchodził- zamiast pokazać mi, że chce foto to coś tym swoim językiem mielił a ja nie wiedziałem o co mu chodzi. Fotkę w końcu sobie zrobiliśmy. Strasznie się Tajwan cieszył i tym razem podlatywał też parę razy do mnie, żeby mi pokazać zrobioną fotkę! Nigdy chyba tego narodu nie zrozumiem.
Przed wycieczką na bodaj największą atrakcje turystyczna BSB, bo tak swoją stolice w skrócie nazywają Brunejczycy udałem się aby coś zjeść. Na pikniku jedzenia było do wyboru do koloru. Spróbowałem kilku koktajli, rzecz jasna bezalkoholowych z których jeden zrobiony z jakiegoś bliżej mi nieznanego zielska podbił moje podniebienie- 3 razy poprosiłem o dolewkę. Narodową potrawą Brunei jest Ambuyat, który jak czytałem w rożnych relacjach podróżniczych miał być dostępny jedynie w restauracjach. Mi udało się go jednak spróbować na pikniku. Myślicie, że to jakiś rodzaj mięsa, może zupy?- nic bardziej mylnego- to rodzaj kleiku z sago, mączki wyrabianej z wnętrza palmy sagowej. Podaje się go na szczęście z warzywami, mięsem drobiowym bo w przeciwnym razie, jedzony „samotnie” mógłby spowodować u mnie efekt pawiowy. Popularnym daniem jest również daging masak lada hitam – ostro przyprawiona duszona wołowina, którą również spróbowałem na koniec mojej podróży.
Największa na świecie wodna osada wybudowana na palach znajduje się nieopodal wspomnianego przeze mnie meczetu. Kampong Ayer załozona została już w XV wieku. Tu czas zatrzymał się jakby w miejscu. Przechadzałem się wąskimi drewnianymi podestami, w których co rusz brakuje po kilka szczebelek . Podesty prowadzą do lichych chałup pokrytych kawałkami blachy- czułem się jak w brazylijskich slumsach. Co prawda Sułtan chciał przesiedlić wszystkich mieszkańców do nowo wybudowanych, klimatyzowanych budynków „na lądzie” i to zupełnie za darmo ale spotkał się ze stanowczym sprzeciwem podwładnych. Sułtan po wielu namowach w końcu odpuścił. Przy parterowych domkach- a jest ich tutaj ponad 40 tysięcy- wyposażonych w telewizory plazmowe, laptopy, kuchnie kompaktowe w doniczkach ludzie uprawiają zioła w tym miętę i majeranek (to te które rozpoznałem) i inne. W klatkach zamiast królików siedzą tłuste koty na „niedzielny obiad”. Sam widziałem jednego wiszącego oskórowanego sierściucha. Przy niektórych domach na wodzie kołysają się motorówki czy yet sky. Ludzie chorują na artretyzm i niektórzy na epilepsję… wszystko od wody. Dla tubylców z wyspy Sułtan wzniósł meczet na suchym lądzie ale wstęp dla innowierców jest zakazany- mimo, że był otwarty i mimo, że ściągnąłem buty już przy wejściu kazano mi wyjść. Jeden z mieszkańców Kaampong zaproponował mi wycieczkę Łodzia do Damuan, namorzynowej wyspy gdzie żyją Nosacze. Oczywiście skorzystałem z tej oferty ale niestety nie zobaczyłem ani jednej małpy. W drodze powrotnej a potem z samochodu zobaczyłem Pałac sułtański do którego nie ma wstępu- słyszałem, że w ramadanie jest to możliwe i nawet można spotkać również samego Sułtana- mi jednak przyszło być tu w innym terminie. Pałac ma 1788 pokoi i 257 łazienek, kilka garaży z najlepszymi markami samochodów. Zamieszkuje go jedynie siedmioosobowa rodzina sułtańska obsługiwana przez- bagatelka- 600 osobową służbę!
Jame’asr Hassanil Bolkiah Meczet to druga ale za to największa i najbardziej bogata świątynia Brunei. Wzniesiona w 1994 roku dla uczczenia 25- lecia panowania Sułtana. Niestety nie dane było mi podziwiać osławionych ogromnych kryształowych żyrandoli i włoskich marmurów we wnętrzu ze względu na to, że był zamknięty. Udało mi się jednak zakupić w jednym ze pobliskich sklepików, mini, ale za to najprawdziwszy, napisany po arabsku, Koran z pieczątką Imama potwierdzający jego oryginalność (Koran chciałem kupić w wielu arabskich miejscach ale nigdy nie chciano mi go sprzedać zakładając, że jest tylko dla muzułmanów).
Z BSB udałam się samochodem na wybrzeże Brunei w okolice miasta Tutong. Roślinność wokół tropikalna z licznymi lianami. Plaże piaszczyste ale puste. Tablice ostrzegawcze informują o bardzo silnych prądach przybrzeżnych mimo to musiałem zamoczyć swoje ciało w morzu Południowochińskim!
Na koniec mojego pobytu w Brunei jeszcze jedna sytuacja mnie powaliła niemal na kolana. W jednym z najbogatszych państw świata bagaże podręczne tuż przed wejściem do samolotu ważono na „kuchennej wadze” !